Moje Prywatne Ratunkowe Szczęśliwe Podejście – Moje PRSP, które pomogło mi przebrnąć przez chorobę

Wpis blogowy

Moje Prywatne Ratunkowe Szczęśliwe Podejście – Moje PRSP, które pomogło mi przebrnąć przez chorobę

Piszę do Was parę słów o swojej chorobie – jaką jest rak piersi, ponieważ chciałabym podzielić się z Wami swoimi doświadczeniami. Długo zastanawiałam się, co mogę i chciałabym Wam napisać/powiedzieć, aby takim dziewczynom jak ja było łatwiej. Moja przygoda z PRSP nie zaczęła się od samego początku diagnozy. Najpierw było wielkie i bolesne zderzenie ze ścianą jednego ze szpitali na Śląsku i wizytą u lekarza, o którym nie mogę powiedzieć, że jest złym lekarzem, ale na dany czas nie był to lekarz dla mnie, ponieważ brakowało mu delikatności, jaką powinien mieć pracując z kobietami.

Telefon od nieznajomej…

Po powrocie do Częstochowy, grono znajomych i przyjaciół zaczęło do nas wydzwaniać pytając: po co gdzieś jeździmy, skoro u nas jest świetny fachowiec, który „bryluje” w tematyce piersi – jak to dokładnie powiedziała moja Pani ginekolog 😉 Byłam bardzo „zdołowana” informacją, że zdiagnozowano u mnie raka piersi. Jedyne, o co w tym czasie się modliłam to to, aby na mojej ścieżce pojawiły się właściwe osoby, które się mną zaopiekują i przez to wszystko, co przede mną przeprowadzą. I tak też się stało, w bardzo krótkim czasie. Otrzymałam numer telefonu do nieznajomej kobiety, która została wyleczona przez PRSP i o wszystko ją wypytałam. Pamiętam, że po drugiej stronie słuchawki słyszałam osobę bardzo pozytywnie nastawioną do życia, z ogromną dawką energii.

Już na pierwszej wizycie w szpitalu wiedziałam, że jestem w odpowiednim dla mnie miejscu. Pomimo powagi tematu i rozmowy o mastektomii i jednoczesnej rekonstrukcji piersi, której musiałam się poddać, czułam się niezwykle komfortowo i widziałam, że przede mną stoi lekarz z prawdziwego powołania, z zaskakującym podejściem do tematu. Tym razem podczas wizyty nie trzęsłam się jak galareta, nie miałam żołądka ściśniętego z nerwów, jak u wcześniejszego specjalisty… Wyznaczyliśmy termin operacji i czekałam z głową pełną niepokojących myśli, co to dalej się będzie ze mną działo, jaki będzie wynik po operacji, jak będę się po niej czuła, jaka będzie narkoza itd.. Jestem osobą wierzącą i ta moja wiara była ocaleniem podczas całej choroby. Otrzymałam w tym czasie kartkę z Jasnej Góry na której był fragment Pisma Świętego:

“2 To mówi Pan:
«Znajdzie łaskę na pustyni
naród ocalały od miecza;
Izrael pójdzie do miejsca swego odpoczynku.
3 Pan się mu ukaże z daleka:
Ukochałem cię odwieczną miłością,
dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość2.
4 Znowu cię zbuduję i będziesz odbudowana,
Dziewico-Izraelu!
Przyozdobisz się znów swymi bębenkami
i wyjdziesz wśród tańców pełnych wesela.
5 Będziesz znów sadzić winnice
na wzgórzach Samarii;
uprawiający będą sadzić i zbierać.”

W rytmie King of Leon…

Już wtedy wiedziałam, że jestem tu, gdzie powinnam – na właściwym miejscu, pośród dobrych ludzi. W niedługim czasie wszystkie moje lęki zostały rozwiane. Bardzo szybko okazało się, że operacja  nie taka straszna, a narkoza to najlepszy drink, jakiego miałam okazję skosztować 😉 Na salę operacyjną wjechałam pytając, gdzie jest ta muzyka, o której, tyle słyszałam od innych pacjentek, że leci podczas operacji. Na co dr Przemek od razu zareagował poklepując mnie po ramieniu. Ta muzyka towarzyszyła mi potem podczas każdej następnej wizyty u doktora. Czas mojej operacji trafił na dość ciężki okres pandemii koronawirusa, przez co każdy bał się, że nie będzie miał dostępu do lekarza i szpitala. Pamiętam jak przyjechałam na ściągnięcie szwów, a już na korytarzu z gabinetu wydobywała się melodia piosenki Kings of Leon 🙂 Jak zapewnił mnie  dr Przemek nawet pandemia nie zatrzyma leczenia. Powiedział: będziemy działać i leczyć nawet podczas wojny! Nie byłam łatwym pacjentem. W domu doszkalałam się na temat nowinek dot. raka piersi i śmiałam się za każdym razem, że pewnie mają mnie już w Jurajskim Centrum Onkologii dosyć 😉 Za każdym razem polemizowałam z wiedzą doktora, a on udowadniał mi swoim doświadczeniem i przekonywał do swoich racji. Każda moja wizyta w szpitalu dodawała mi siły i odwagi oraz napędzała we mnie entuzjazm do działania. Każda z Pań, która pracuje w Jurajskim Ośrodku Leczenia Raka Piersi, zaczynając od od samej rejestracji, gdzie zawsze stała uśmiechnięta Pani Paula, pamiętająca jak nazywają się pacjentki, poprzez Panie pielęgniarki: Panią Wiesię i Zosię, które podzieliły się ze mną swoim doświadczeniem przy różnych komplikacjach i sprytnie zagadywały podczas zabiegów, aby odwrócić moją uwagę, a kończąc na Pani Ewie koordynującej i dopinającej teczkę każdego pacjenta.

Moje PRSP

Tak właśnie, teraz jest dobry moment, aby podzielić się swoim spotkaniem z PRSP. To hasło nie tylko działa, ale żyje prawdziwym życiem pacjentek. Każda „nowa” jest zarażana pozytywną energią od „uleczonej”. Pamiętam, jak na początku dzwoniłam do obcej dziewczyny porozmawiać o jej doświadczeniach, a po przejściu swojej choroby, sama stałam się dziewczyną po drugiej stronie słuchawki 😉 Najwspanialsze jest to, że pod koniec takiej rozmowy, słyszałam w głosie rozmówczyni dziwną energię i odzyskaną radość, tę nadzieję i wiarę w cuda, jak u mnie. One się zdarzają tylko trzeba mieć oczy szeroko otwarte 😉

Dlatego z całego serducha pragnę podziękować wszystkim za zaangażowanie, trud i pomoc, dzięki którym udało mi się wyzdrowieć. Świadomość, że jestem w tak dobrych rękach, miała dla mnie ogromne znaczenie!

A Wam drogie Panie powiem jedno: „ Nie taki wilk straszny jak go malują” Bardzo dużo zależy od naszego podejścia, a powinno ono być:

Pozytywnym Rozsądnym Spokojnym Podejściem 😉 – PRSP
Moje prywatne PRSP
z pozdrowieniami Paulina

Polecane